czwartek, 2 listopada 2017

Plany. plany, plany.. i krótka relacja ze wspaniałego Yosemite :)

Wracam wypoczęta i pełna energii, odporna na wszelkiego rodzaju marudzenia, krzyki i inne dziecięce przywary ;) Nawet moje host dzieci nie dały rady wyprowadzić mnie z równowagi (a uwierzcie, że są w tym prawdziwymi mistrzami) :D

Co się stało? Otóż spędziłam wspaniały weekend w najpiękniejszym miejscu na świecie.. bynajmniej jak na razie ;p

Park Narodowy Yosemite, jest po prostu wspaniały! Piękny, różnorodny, spokojny i pełen życia jednocześnie! Czuję się jak po miesiącu wakacji, a spędziłam tam zaledwie 2 dni :) Poznałam wspaniałych ludzi i przeżyłam prawdziwą przygodę. Udało mi się nawet upiec pianki zgodnie z rodzinną recepturą mojego przewodnika (wspaniałego i bardzo otwartego człowieka, który pokazał mi najpiękniejsze zakątki Yosemite)

Nie obyło się bez małych utrudnień - pomimo jesiennej pogody, wszystkie miejsca kempingowe były zarezerwowane. Udało mi się dostać na listę rezerwową, co oznaczało, że dokładnie o 15 powinnam wrócić na kemping i sprawdzić, czy coś się dla mnie znajdzie. Niestety pomimo wszelkich starań spóźniłam się 20 min, a co za tym idzie straciłam prawo do miejsca ;( Cała historia skończyła się jednak rewelacyjnie, przygarnęła nas (mnie i Olę) dwójka wspaniałych ludzi - nauczycielka mandaryńskiego z Tajwanu, która postanowiła rzucić wszystko i zwiedzić świat i chłopak mieszkający w wanie na szczycie góry, który również ma za sobą mnóstwo podróżniczych przygód. Tym sposobem zyskałam miejsce do spania, kompanów na wieczorną imprezkę i najlepszego przewodnika pod słońcem!

Całość kosztowałam mnie $50 plus $80 za kartę do wszystkich parków narodowych ważną przez rok

Jestem teraz szczęśliwą posiadaczką materaca dmuchanego, czapki, szalika i rękawiczek, oraz wspaniałych zimowych butów (co jest naprawdę dziwne w słonecznej Californii!)

A co do planów, podróże zawsze powodują, że chcę więcej, dalej i bardziej intensywnie! Postanowiłam, że jadę do Australii! Jeszcze nie wiem kiedy, ale z pewnością to zrobię ;)

poniedziałek, 16 października 2017

JAK MI SIĘ MIESZKA W SŁONECZNEJ CALIFORNII?

Niedługo mija trzeci miesiąc mojej kalifornijskiej przygody! Z jednej strony 3 miesiące to nie tak dużo, ale z drugiej to jedna czwarta całego au pair year :)

Czy jestem zadowolona, że tu przyjechałam?
Zdecydowanie tak! Poznałam mnóstwo ciekawych osób, nauczyłam się co to znaczy "być zdanym tylko na siebie", doceniłam Polskę i tych, których tam zostawiłam, zachwyciłam się pięknem południowej Californii, zapisałam się na siłownię i zwiedziłam mnóstwo wspaniałych miejsc!

Dopiero po trzech miesiącach zdałam sobie sprawę jak wiele chciałabym jeszcze tu zrobić i zaczynam myśleć, czy nie przedłużyć programu! A jednocześnie mam tyle nowych marzeń i planów do zrealizowania po powrocie.

Z moich najnowszych odkryć prezentuję in-and-out burgera! Jest to sieć restauracji, a właściwie fast food, który można spotkać tylko w Californii. Co ciekawe, ma w swojej ofercie tylko 3 pozycje: hamburger, chesseburger i frytki (+różne napoje), jednak wtajemniczeni mogą zamówić różnego rodzaju dodatki z sekretnego menu http://www.in-n-out.com/menu/not-so-secret-menu.aspx
Polecam!

Jeśli chodzi o poszukiwanie znajomych jestem z siebie bardzo zadowolona, każdy weekend spędzam w świetnym towarzystwie zwiedzając okoliczne atrakcje :)

Host rodzinka wciąż rewelacyjna, choć odnoszę wrażenie, że chcieliby, żebym pracowała więcej (nie ma szans, bo 45h to wystarczająco dużo jak dla mnie)

Ogólnie jestem naprawdę szczęśliwa i czuję, że się rozwijam. Życie tu jednak nie jest niczym z programu telewizyjnego i poza rewelacyjnymi weekendami, podczas tygodnia jestem zwykłym człowiekiem, który pracuje, czasami poćwiczy, a potem zmęczony kładzie się do łóżka ;)

środa, 11 października 2017

PRAWO JAZDY W CALIFORNI, tym razem za pierwszym!

Po ponad 2 miesiącach pobytu tutaj mogę się poszczycić kalifornijskim prawkiem! Jak je zdobyłam?

1. Umówienie wizyty -  można to zrobić na stronie dmv, telefonicznie lub osobiście. Widziałam ogromną kolejkę osób, które postanowiły przyjść bez wcześniejszego terminu i szczerze nie polecam (jakieś 2-3 godz czekania)

2. Egzamin pisemny

Przed przystąpieniem do egzaminu trzeba stanąć w kolejce po dokumenty (5-30 min), następnie wypełnić je i oddać (jeśli wszystko dobrze wypełnione, dostaje się numerek i czeka na swoją kolej)

Po wywołaniu numerka, pani w okienku sprawdza dokumenty (te wypełnione + potwierdzenie adresu zamieszkania) Ja miałam ze sobą DS i SSN, wszystko ostatecznie zostało zaakceptowane, ale musiałam kłócić się z kobietą dobre 10 min (Nie mogła pojąć, że DS jest wiarygodnym dokumentem, nawet bardziej niż SSN :D)

Następnie skierowali mnie do fotografa, który szybko strzelił fotkę i pokierował do pokoju egzaminacyjnego.

Weszłam do sali, pan skierował mnie do komputera (nie ma jednej godziny, niektórzy byli w trakcie pisania, inni przyszli później). W przeciwieństwie do naszego PORDu, w DMV egzamin pisze się na stojąco. Sam egzamin bardzo przypominał ten polski, pytanie, kilka odpowiedzi, trzeba zaznaczyć prawidłową i przejść do kolejnego :) jeśli nie uzyska się odpowiedniej ilości punktów, można podejść do egzaminu jeszcze 2 razy. (nie zaliczysz > dostajesz książeczkę, żeby się poduczyć> wracasz po 10 min i próbujesz jeszcze raz)

Po zaliczeniu dostaje się permint (upoważniający do prowadzenia pojazdu do czasu egzaminu praktycznego)

3. Egzamin "za kółkiem"

Tym razem trzeba mieć zaklepany termin (nie da się podejść "z ulicy"). Na forach wyczytałam, że mając polskie prawko (+międzynarodowe), nie muszę mieć ze sobą dodatkowego kierowcy. Niestety okazało się, że nie ma szans, żeby dopuścili mnie bez kogoś z kalifornijskim prawkiem i musiałam wracać do domu. Następnym razem przyjechałam już z hostem i wszystko poszło jak po maśle!
> sprawdzenie dokumentów (na egzamin trzeba przyjechać swoim samochodem)
> sprawdzenie świateł, przycisków do "odparowania" szyby, klaksonu, znaków ręką (do góry-skręcam w prawo, prosto-skręcam w lewo, w dół, zwalniam/hamuję) i hamulca ręcznego
> 15 min przejażdżka obejmująca kilka skrzyżowań ze znakami stopu i bez, ograniczenie prędkości (23-35 mil/h), cofanie przy krawężniku
> na koniec parkowanie (nie wiem, czy było elementem egzaminu, czy po prostu musiałam zaparkować, żeby egzaminatorka wysiadła)

Generalnie egzamin był bardzo łatwy i nie ma się czego bać!

4. Jak się przygotować?

Ja korzystałam z:
> książki  https://www.dmv.ca.gov/web/eng_pdf/dl600.pdf
> testów:  https://driving-tests.org/ (większość pytań się powtarzała na egzaminie, więc polecam!)
> filmików: https://www.youtube.com/watch?v=tnIYwmjk6Wk

Kosztowało mnie to $30 i zdecydowanie mniej stresu niż w Polsce :)

czwartek, 21 września 2017

ZNAJOMI, CZYLI WIELKIE POSZUKIWANIA!

Nie mam pojęcia, kiedy minął ten cały czas! Za trzy dni stuknie drugi miesiąc od mojego przyjazdu do USA! Okolica w miarę już zobaczona, stosunki z host rodzinką jasne i klarowne, podróże jeszcze w budowie :) Rodzina i przyjaciele z Polski wciąż się odzywają, ale minęło wielkie "bum!" i każdy wrócił do swojego życia, a co za tym idzie, nie spędzam całego wolnego czasu na odpisywanie na pytania "co tam u mnie" (może to i dobrze!).

No właśnie.. wolny czas! Niby jest, ale tak jakby go nie było - jednym słowem przebomblowałam ostatni miesiąc :( Codziennie mam 3 godzinną przerwę w pracy od 8:30 do 11:30, którą (wstyd się przyznać) marnuję na przeglądanie fejsa, spanie, bądź robienie innych niepotrzebnych rzeczy na kompie. Początkowo planowałam poświęcić ten czas na rozwój własnej osoby, a konkretnie bieganie/siłownie, czytanie książek, nauka angielskiego i hiszpańskiego, niestety jak to nieraz bywa z planami, nie zostały zrealizowane. 

Po pracy (około 18) zazwyczaj jestem mega padnięta i odpoczywam sobie na kanapie, po czym uwaga... idę spać xD czyli cały dzień pracuję i śpię. Ale jak większość au pair, w weekend przemieniam się z Bestii w Piękną i wyruszam na podbój świata! Nie zawsze są to wielkie podróże (bo na nie trzeba czasu, pieniędzy i planu), czasami wystarczy kawa, kino lub ognisko na plaży! Grunt, że człowiek wychodzi z domu i spędza miło czas :)

A wracając do głównego tematu - znajomi! Są niezbędni w zestawie "weekendowy releks", tylko gdzie ich szukać?

Inne au pair - najłatwiejsza droga do pozyskania znajomych, to skontaktowanie się z au pair z naszego clusteru. Faktycznie łatwe, ale nie zawsze przyjemne, bo dziewczyny bywają różne. Mi, na szczęście, udało się poznać fantastyczną au pair, mieszkającą w okolicy, która jest polką! Nie ma nic lepszego, niż pogadać sobie od czasu do czasu w ojczystym języku! Zaprzyjaźniłyśmy się też z au pair z Estonii, która okazała się rewelacyjnym kompanem! 

Amerykanie - i tutaj spotkało mnie wielkie zaskoczenie! Byłam pewna, że zaraz po przyjeździe poznam mnóstwo amerykańskich znajomych, ale okazało się, że byłam w wielkim błędzie. Amerykanie nie bardzo szukają znajomych, ponieważ już ich mają. Ludzie są tu faktycznie mili i często mnie zagadują, ale nikt nie szuka "przyjaciół" w sklepie, więc zazwyczaj na miłej pogawędce się kończy.

Internet - próbowałam założyć sobie konto na kilku aplikacjach typu badoo, ale szybko doszłam do wniosku, że ludzie szukają tam bardziej łóżkowej przygody (nie wszyscy, ale znaczna większość). Więc zrezygnowałam.

Hobby/szkoła - myślę, że to najlepsze źródło potencjalnych znajomych! Dlatego plan na przyszły tydzień to zagospodarować 3 wolne godziny na coś rozwijającego,  ciekawego, gdzie poznam nowych znajomych :)

Podsumowując moje 2 miesiące tutaj, muszę przyznać, że dla osoby, która w Polsce miała mnóstwo przyjaciół i pomysłów na spędzanie wolnego czasu, może być ciężko na początku. Wydawało mi się, że skoro zawsze mam wokół siebie ludzi, to i w stanach tak będzie. To prawda, ludzie są, ale nie ma jeszcze przyjaciół, nad relacjami trzeba pracować i wymagają one czasu. Mam nadzieję, że już wkrótce znajdę jakiegoś wystrzałowego kompana do szalonych weekendowych wypadów!

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

PIERWSZY MIESIĄC ZA MNĄ

Wydaje mi się jakbym dopiero co wsiadała do samolotu w Warszawie, a tu już zleciał miesiąc w USA! Mam nadzieję, że pozostałe 11 nie minie aż tak szybko!

Co mnie zaskoczyło, co zachwyciło a co rozczarowało?

Przede wszystkim czuję, że powinnam więcej zwiedzać! Jak na razie większość czasu poświęciłam na odkrywanie okolicy + małą wycieczkę do San Diego. Na przyszły miesiąc postanawiam co weekend zobaczyć coś nowego (mam nadzieję, że się powiedzie!)

Host rodzinka wciąż na medal, nie żałuję, że ich wybrałam :) Zaczynam wchodzić w rutynę i nie muszę wciąż o wszystko pytać (to wspaniałe uczucie po miesiącu pełnym: gdzie to jest, jak zrobić to itd). Mam też lepszy kontakt z dziećmi, chyba ostatecznie mnie zaakceptowały!

Jedzenie w Stanach wciąż uważam za fatalne, ale nie poddaję się i szukam nowych smaków :) Można powiedzieć, że przyzwyczaiłam się do ich pełnych cukru i sztuczności potraw, dzięki czemu nie głoduję.. Ale mało co da się tu określić mianem "pyszne". Hostka kupiła mi francuski chleb - smakuje jak nasz najtańszy z biedry, ale w odróżnieniu od innych tutaj, przynajmniej można nazwać go chlebem xD

Jak na razie moje jedzeniowe odkrycia to:
>bekon - nie wiem jak oni to robią, ale smakuje o niebo lepiej niż u nas
>mrożony jogurt - kocham od pierwszej łyżeczki!!

Jestem na etapie intensywnej nauki do prawka, więc co nieco o jeżdżeniu - na początku był stres, ale wydaje mi się, że jeżdżenie tutaj jest łatwiejsze niż w Polsce (choć kierowcy gorsi). Uwielbiam skręcanie w prawo na czerwonym i stopy zamiast skrzyżowań równorzędnych :)

Jeśli chodzi o ogólne odczucia, to muszę przyznać, że jestem tu szczęśliwa, zachwycają mnie widoki, pogoda i pozytywne nastawienie ludzi. Czuję, że moja przygoda właśnie się zaczęła i chcę z niej wyciągnąć jak najwięcej!

Ach.. no i jeszcze język - nie jestem mistrzem, ale dogaduję się bez problemu :) Ludzie są tu mega cierpliwi i zawsze udaje mi się załatwić to, czego potrzebuję! Do tego za każdym razem pytają skąd jestem, co u mnie i tak dalej, bardzo to miłe! Zastanawia i jednocześnie zachwyca  mnie dlaczego każdy tu każdego zagaduje? Może właśnie dlatego ludzie w Cali tyle się uśmiechają?

:)

czwartek, 24 sierpnia 2017

San Diego za $100

Jestem bardzo dumna z mojej pierwszej samodzielnej wycieczki po Stanach!
Host rodzinka wyjechała na weekend, więc miałam 3 pełne dni wolnego - żyć, nie umierać :)

Na początku troszkę się bałam, kiedy 2 koleżanki zrezygnowały ze wspólnych planów.. ale później stwierdziłam - teraz, albo nigdy! Przekalkulowałam ile oszczędności mogę poświęcić na ten cel i doszłam do wniosku, że 200-300$ będzie najzupełniej okay! Włączyłam komputer i rozpoczęłam organizowanie!

Nocleg:

Najbardziej stresowałam się noclegiem - w Europie zazwyczaj korzystam z Couchsurfingu, ale tym razem miałam jechać zupełnie sama, więc doszłam do wniosku, że to nie najlepszy pomysł. Hotele zdecydowanie za drogie, hostele troszkę mnie odstraszyły (a konkretnie opowieści jednej z moich znajomych o robactwie).. Po krótkiej chwili znalazłam na facebooku grupę polek mieszkających w okolicy, napisałam posta i ku mojemu zdziwieniu, po paru minutach dostałam zaproszenie od przemiłej G! Jestem wielką szczęściarą, że trafiłam właśnie do niej!!!

Tym właśnie sposobem znalazłam się prawie w samym centrum San Diego, w prześlicznym mieszkanku z cudownym widokiem (naprawdę cudownym!) i kolibrami odwiedzającymi poidełko na tarasie! Do tego zyskałam wspaniałą nową znajomość z osobą, z którą czuję się tak, jakbyśmy znały się od lat!

Transport:

Z miasta, w którym mieszkam odjeżdża bezpośredni pociąg, bilety w dwie strony kosztowały mnie $48, po samym San Diego poruszałam się samochodem (dzięki uprzejmości G i A, która zaproponowała, że oprowadzi mnie w sobotę)

Jedzienie:

Również tutaj dzięki uprzejmości G nie musiałam zbytnio kombinować, ponieważ udostępniła mi swoją lodówkę! Jednak podczas sobotniego zwiedzania zamówiłam sobie lunch i margaritę w meksykańskiej knajpce (San Diego ma bardzo meksykański klimat) $14, w między czasie odwiedziłam też Starbucks $5 i lokalną, przepiękną i przepyszną kawiarnię, gdzie zjadłam doskonałą bezę z lodami i innymi pysznościami $7.  W niedzielę zaprosiłam G na sushi w ramach podziękowania za wspaniały weekend, gdzie zostawiłam niecałe $30

Generalnie nie żałowałam sobie, ale gdybym chciała być super oszczędna, kupiła jedzonko w supermarkecie i przygotowała wszystkie posiłki sama. spokojnie wystarczyłoby $20-30 na cały weekend.

San Diego - co warto zobaczyć?

Nie wiem, czy udało mi się zobaczyć choć jedną czwartą tego, co jest do zobaczenia, ale opiszę tu po krótce to, co sama odwiedziłam:

Balboa Park - absolutny numer jeden, przepiękny park pełen zieleni, fontann i takiego wewnętrznego spokoju! Można tam spotkać pana, który w magiczny sposób wydobywa dźwięki ze swojego dziwnego instrumentu (nie mam pojęcia jak się on nazywa)! W parku jest też wiele muzeów, ale niestety nie miałam wystarczająco czasu, żeby je odwiedzić. Generalnie polecam!

Down Town- mnóstwo bezdomnych, miasto jak miasto, byłam bardzo zawiedziona, nic ciekawego tam nie znalazłam. Niedaleko jest też Little Italy, ulica zrobiona w włoskim, tam właśnie znalazłam fantastyczną kawiarnię z najlepszymi bezami na świecie!

Old Town - małe "miasteczko" w meksykańskim stylu. Kiedy przyszłam, wszędzie grała muzyka, bardzo kolorowo, pachniało meksykańskim jedzonkiem. Rewelacyjny klimat, polecam! w skali 1-10 daje mocne 7

Coronado - wyspa z widokiem na miasto i piękną plażą, bardzo mi się spodobała. Wszędzie domki rodem z amerykańskich filmów (takie jednopiętrowe z ogródkiem i flagą USA), brak bezdomnych, wspaniałe widoki, warto!

Wybrzeże i pomnik całującej się pary - mnóstwo tam turystów, ale naprawdę warto przejść się wzdłuż brzegu, napawać się widokiem, przycupnąć w meksykańskiej knajpce, zachwycić się pięknym, romantycznym pomnikiem i podziwiać ogromny lotniskowiec (jest on muzeum lotniczym!)

Nie zdążyłam, ale z pewnością jeszcze kiedyś odwiedzę zoo, Sea World, plażę la Jolla

Bardzo polecam na weekendowe wypady, to miasto ma jakiś taki specyficzny klimat, który trudno wytłumaczyć, ale czuje się go w każdym zakątku!

Przydatne strony
Planujesz swój wyjazd? Polecam:

https://www.couchsurfing.com  - do znalezienia noclegu/ kogoś kto Cię oprowadzi/ źródła informacji o ciekawych miejscach w danym mieście

https://www.amtrak.com/ -tutaj znalazłam bilety!



czwartek, 17 sierpnia 2017

AU PAIR KONTRA HOST RODZICE

Powoli zaczynam dogadywać się z dzieciakami :) Znajdujemy wspólny język, uczymy się o sobie coraz więcej i więcej.. generalnie widać progres! Niestety jak to z dziećmi, nie zawsze jest cukierkowo, zdarzają się burze i o jednej z takich właśnie burz chciałabym napisać..

Moja hostka pracuje w domu, dlatego podczas wakacji chce, żeby dzieciaki były jak najwięcej poza domem. W sumie jej się nie dziwie, bo jak tylko wejdą do domu, przyklejają się do tabletów, komputerów i innych elektronicznych cudów, krzyczą i stają się nieznośne..

Dlatego codziennie mamy plan, czyli jedna/dwie superfajne rzeczy i kilka takich zapchaj dziur jak basen, czy wyjście do parku. Dzieciaki na zmianę mogą wybierać co "superfajnego" chcą robić. Dzisiaj była kolej Kr, który uwielbia góry. Wybrał hiking, ku rozpaczy reszty rodzeństwa xD Na początku bardzo się cieszyłam, bo zawsze to miło spędzony czas na łonie natury (a ja jestem miłośniczką gór!) Niestety najstarsza i najmłodszy od samego poranka narzekali, całą drogę marudzili, że chcą wracać, potem kiedy jechaliśmy na kręgle rozpoczęli wojnę w samochodzie i z godziny na godzinę było coraz gorzej! Co w nich wstąpiło?! Nie mam pojęcia!

W końcu moja cierpliwość się wyczerpała i ostrzegłam, że jeszcze jeden, choćby malutki wybryk i mają karę na wszystkie elektroniczne sprzęty!

Nie trzeba było długo czekać, chłopcy pokłócili się o coś na placu zabaw. Normalnie puściłabym tą sprzeczkę mimo uszu, ale w obliczu całego dnia, stwierdziłam, że dość tego dobrego, kara i koniec.

Płaczom i tłumaczeniom nie było końca, ale jak tylko zobaczyli, że nic im to nie da, postanowili poskarżyć się rodzicom, zadzwonili do taty, potem do mamy, a na końcu zadowoleni z siebie, powiedzieli, że rodzice dziś ze mną porozmawiają. Udałam, że mnie to nie obchodzi, ale tak naprawdę byłam bliska wybuchu! Jakim prawem te dzieciaki na mnie skarżą i jakim prawem rodzice ich popierają? Przecież w ten sposób nigdy nie uda mi się ich przyzwyczaić do konsekwencji!!!

Zirytowałam się niesamowicie, ale postanowiłam, że trzeba wziąć głęboki oddech i wyjaśnić rodzicom, że nie mogą popierać dzieci w takich sprawach, a jeśli się ze mną nie zgodzą, czas rozglądać się za nową host rodziną..

Po kilku godzinach wracamy do domu, oboje rodzice czekają w kuchni (nigdy się to nie zdarza, mama zwykle jest w gabinecie, a tata pracuje do późna). Pomyślałam sobie "oho! nie ma nawet co próbować, wygląda na to, że postanowili mnie wywalić". Wzięłam kolejne 3 oddechy i wchodzę. Pytają jak  dzień, odpowiadam - nie najlepiej... i nagle: host mama podaje mi kieliszek wina, host tata przeprasza za dzieci i ich zachowanie, chwali, że w końcu pokazałam im granicę.. normalnie szok! Przyszli wcześniej, żeby pomóc mi z dziećmi podczas ciężkiego dna!

A jak opowiedziałam host tacie o moich obawach to zszokowany odpowiedział, "gdybym tak zrobił, dzieci nigdy by Cię nie słuchały" :D

Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona!
+muszę na przyszłość przestać robić z igły widły ;p

czwartek, 10 sierpnia 2017

PIERWSZY KRYZYS JUŻ ZA MNĄ

Na początku wszystko wydaje się wspaniałe, ale potem przychodzi rzeczywistość i... wróć! Cały czas jestem na początku!!! No tak, spędziłam dopiero 2 tygodnie z host rodzinką, a już zaczęły mnie nachodzić myśli "jeszcze tylko 2 godziny i 43 min do końca", "nie wytrzymam z tym dzieciakiem" itd..

No cóż, od poniedziałku do czwartku spędzam z dziećmi 9-10h, a w piątki około 5-8h. Rodzina i przyjaciele wciąż są w kontakcie, ale nie wypisują już do mnie miliona wiadomości dziennie, co znacznie urozmaicało wieczory. Znajomych i przyjaciół w okolicy jak na razie brak, więc nie ma z kim się spotkać i najzwyczajniej w świecie człowiek zaczyna wariować!

Jestem osobą, która działa na zasadzie "problem - rozwiązanie - brak problemu", więc pierwsze o czym pomyślałam, to zapisanie się na jakieś zajęcia.. Ale jak to zrobić, skoro w tygodniu nie mam czasu, nie znam okolicy, nie mam kasy i nie mogę używać samochodu na dalsze trasy (dalsze niż do sąsiedniej miejscowości!) coraz gorzej, coraz więcej frustracji, coraz ciężej z dziećmi..

Wydaje się to małym problemem, ale jak człowiek jest daleko od domu i nawet nie ma z kim pogadać, to taki zbuntowany nastolatek potrafi zrujnować cały dzień! Zaczęłam zastanawiać się nad powrotem do domu lub rematchem (serio!)

I nagle napisała do mnie au pair, która jest moim "mentorem" (odpowiada za to, żeby spotkać się kilka razy z nową koleżanką.) Okazała się fantastyczną dziewczyną, bardzo otwartą, pokazała mi okoliczne centrum handlowe. Właściwie, szczerze nie znoszę zakupów, ale spotkanie z nią dało mi niesamowitego kopa! Zrozumiałam, że jak tylko poznam kilka osób, od razu będzie mi tu łatwiej, nabrałam pozytywnego nastawienia i jestem zachwycona! Wystarczyły 3 godziny z uśmiechniętą osobą i moje podejście zmieniło się o 180 stopni :)))

Jeśli macie czas, poświęćcie go drugiej osobie. Czasami nawet nie zdajemy sobie sprawy jak wiele może dla kogoś znaczyć kilka minut rozmowy!

niedziela, 6 sierpnia 2017

PLANOWANIE, WYDAWANIE, ORGANIZOWANIE

Każda au pair dostaje 52 wypłaty po 195.75$, co w sumie daje 10179 $
10 tysięcy dolarów, to całkiem niezła sumka, co nie? Ale jak się na to spojrzy z drugiej strony, to 195$ tygodniowo, wcale nie jest jakimś majątkiem.. wystarczy kupić sobie coś do ubrania, wyjść kilka razy z koleżanką na kawę i może w sobotni wieczór wypić drinka, wytańczyć się w klubie..albo pojechać do pobliskiego parku rozrywki/kina/teatru.. raz dwa trzy i tygodniowa pensja znika w mgnieniu oka!

Zanim wyjechałam do stanów, miałam w planach podróże po  świecie, a co za tym idzie przeczytałam mnóstwo blogów o tym jak na nie zarobić. Postanowiłam, że podczas mojego roku w Stanach sprawdzę kilka sposobów na oszczędzanie i zobaczę, czy faktycznie działają!

1. Moje priorytety:

Przede wszystkim chciałabym jak najwięcej zwiedzić, zobaczyć wszystko, co tylko uda mi się zobaczyć, odkrywać, poznawać, doświadczać! Nie chcę jednak rezygnować z codziennych przyjemności, co to za frajda nudzić się cały miesiąc, żeby przez trzy dni pozwiedzać jakieś miejsce?

2. Segregowanie wydatków:

100$ z każdej pensji zamierzam odkładać na travel month. Bez względu na moje plany w trakcie roku, te pieniążki pozostaną nieruszone. Jeśli nie wydam wszystkiego na podróżowanie, to może uda mi się zabrać parę dolarów do domu na tak zwany "start"

50$ przeznaczam na zrobienie czegoś fajnego w jeden z weekendów (przysługuje mi jeden pełny weekend w miesiącu, więc zawsze będę miała 200$ na zrobienie czegoś ciekawego)

Resztę będę wydawała na bieżąco na potrzebne rzeczy (ciuchy, kosmetyki, paliwo) i na te nie potrzebne, ale sprawiające radość! Np. mrożony jogurt, w którym się zakochałam, albo może jakieś kino?

3. Zapisywanie i kontrolowanie wydanych pieniędzy
Być może za jakiś czas dojdę do wniosku, że potrzebuję więcej na weekendowy wypad, albo mniej, skoryguję swoje założenia i sprawdzę kolejny plan oszczędzania :)


Mam nadzieję, że uda mi się wytrwać w tym postanowieniu i wykorzystać maksymalnie czas i pieniądze!

PLANOWANIE WYCIECZEK

* Mam 12 miesięcy, a co za tym idzie 12 małych weekendowych wypadów! Chciałabym w większości przeznaczyć je na zwiedzanie Cali, ale nie zaszkodziłoby odwiedzić też Washington DC, Chicago i kilka innych! Zrobię sobie listę must see i w zależności od tanich lotów, będę kombinować jakieś super wycieczki!

* 2 tygodnie wakacji - tydzień chciałabym spędzić na Hawajach, a drugi może wykorzystam jako przedłużenie mojego travel month :)

* 1 miesiąc, podczas którego planuję zobaczyć jak najwięcej Parków Narodowych i odwiedzić kilka stanów (Arizonę, Utah, Nevadę, Oregon, Teksas i może Florydę, jeśli starczy czasu :)

Zastanawiam się też nad kupnem kalendarza, gdzie będę mogła odnotowywać swoje wszystkie wycieczkowe przygody!

Zapowiada się super rok!

czwartek, 3 sierpnia 2017

PIERWSZE DNI Z HOST RODDZINKĄ!

Samolot wylądował, a ja nagle zdałam sobie sprawę, że pocą mi się ręce, oddech przyśpieszył, i czuję się tak, jak wtedy, kiedy stresowałam się przed egzaminem w PORDzie :) Przez całe Training School i lot nie zdawałam sobie sprawy, że już rozpoczęła się moja przygoda.. niby byłam, ale jakby za jakąś szklaną ścianą i nagle.. BĘG! w głowie słyszę tylko myśl "Co Ty właściwie zrobiłaś?!"

Oj tak, nigdy nie stresowałam się tak bardzo jak przed pierwszym spotkaniem z host rodzinką! Kiedy koleżanka, która leciała ze mną, zaczęła mnie pośpieszać, zorientowałam się, że tylko my dwie zostałyśmy w samolocie!

Wyszłam przez bramkę lotniska i zobaczyłam wielki plakat powitalny z moim imieniem :) Odebrali mnie chłopcy K.J. (10) i Kd (5) razem z host tatą, który okazał się bardzo miłym i dowcipnym człowiekiem. Od razu złapaliśmy świetny kontakt i rozmawialiśmy całą drogę. Starszy host kid został moim trenerem ds. akcentu ;) Pojechaliśmy do domu, gdzie czekały na nas dziewczyny Kr (12) i Kl (9) razem z host mamą, najbardziej zorganizowaną osobą, jaką kiedykolwiek w życiu widziałam!

Już po kilku godzinach w host domu (xD), wiedziałam, że to prawdziwy Perfect Match! Rodzinka jest bardzo otwarta, traktują mnie jak członka rodziny, czuję się u nich swobodnie i wiem, że w razie problemów, mogę liczyć na pomoc hostów :) Zdecydowanie czeka mnie tu dużo roboty i nie będzie lekko, ale cieszę się, że wybrałam właśnie tą rodzinkę. Każde dziecko ma inny charakter, ale wszystkie są kochane (najbardziej lubię tego najmniej grzecznego => K.J.)

Po hostach widać, że są bardzo doświadczeni w przyjmowaniu au pairs, przygotowali dla mnie prezent (winko i kosmetyki, takie codzienne, ale jestem zachwycona, bo nie muszę ich kupować!), kazali dzieciom używać mojego pełnego imienia, a nie zdrobnienia (poczułam się dzięki temu mega miło!), generalnie rozmawiając z nimi, czuję, że chyba widzieli już wszystko (tłumaczą każdą rzecz bardzo skrupulatnie).

Miejsce w którym mieszkamy, troszkę różni się od mojego ideału (jest tu przepięknie, ale zbyt bogato!). Mieszkamy w ogrodzonym osiedlu, wśród ludzi z mega wypasionymi domami z basenem. W każdym ogrodzie rosną palmy, a okolica jest czysta tak, że niemal się błyszczy. Miejsce przepiękne, ale to troszkę nie moje klimaty i ciężko tu poznać kogoś normalnego (roi się od bananowych dzieci i ich bogatych rodziców)

Jednak nie przejmuję się tym zbytnio, ponieważ mam mnóstwo fajnych miejsc w okolicy, góry i ocean w zasięgu ręki oraz kilka koleżanek poznanych na training school.

Czuję, że to będzie udany rok!

czwartek, 27 lipca 2017

Workshop & Training School

Kilka słów o tym, co przechodzi każda au pair zanim dotrze do rodzinki :)

Jeśli chodzi o Workshop, sprawa jest raczej prosta - trzeba się zalogować na platformie internetowej, ktoś z agencji robi szkolenie online (słychać tylko głos - zero obrazu), a uczestnicy mogą zadawać pytana na zbiorowej konwersacji. Całość trwa około godziny. Generalnie szkolenie bardzo mało interesujące, ale żeby pojechać, trzeba je przejść :)

Jeśli chodzi o TS, sprawa znacznie bardziej skomplikowana.. Na lotnisku czekała na mnie dziewczyna z Cultural Care, po przybyciu reszty naszej grupy, zadzwoniła po autobus.. niestety czas oczekiwania: 40 min, wszyscy mega zmęczeni, ale mimo to ekscytacja nową sytuacją nie pozwoliła na narzekanie :p Kiedy już wsiadłyśmy do autobusu, prawie każdy uciął sobie drzemkę i ruszyłyśmy do kampusu. Powitała nas ekipa z agencji, ciepła pizza i kilka przydatnych informacji. Generalnie byłam całkiem zadowolona po tak słabym początku.. Dostałyśmy klucze, hasło do Wi-Fi, mapę i ruszyłyśmy do naszych pokoi :) Już z facebookowiej grupy au pair wiedziałam, że nie ma co liczyć na luksusy, ale co tam, przecież to tylko kilka dni, a ja nie jestem jakąś księżniczką na ziarnku grochu! Pokój jak to pokój w akademiku, troszkę przypomina więzienie, ale nie ma co narzekać, warunki znośne :) Cała zachwycona, że oto nastał czas na spanie, postanowiłam pościelić sobie łóżko! xD rozkładam prześcieradło (takie z gumką na materac), zwykłe prześcieradło, poduszkę ubieram w poszewkę, widzę jeszcze koc, ale HALO, GDZIE JEST KOŁDRA?! Otóż jak się okazało, kołdry nie ma :D Chyba chcieli, żebyśmy poczuły się jak Bear Grylls!

Co do ogólnej atmosfery, jest naprawdę rewelacyjna, wszędzie pełno ludzi z każdego zakątka świata, różnych języków, nowych znajomości.. Jednym słowem, wymiana kulturowa! :) Zajęcia trzeba przyznać długie i niezbyt ciekawe, ale nasza nauczycielka Carolyn daje rade. Jest pełna energii, bardzo pozytywnie nastawiona do życia i widać, że lubi to, co robi :)

Kampus (poza pokojami!) jest naprawdę śliczny i całkiem spory. Wszędzie rosną drzewa i inne roślinki, na każdym rogu można spotkać szare wiewiórki (są urocze!!!) Mnóstwo ławek i widoki jak z amerykańskiego filmu :) Jedzonko w przeciwieństwie do tego co słyszałam, jest całkiem niezłe :)


Nie mogę się doczekać spotkania z host rodzinką!

środa, 26 lipca 2017

COŚ SIĘ KOŃCZY, A COŚ ZACZYNA

Pozdrowienia z Training School!

Ale zaczynając od początku..
Po pożegnaniach z rodziną i przyjaciółmi przyszedł czas na najdłuższą, jak do tej pory, podróż w moim życiu! Około 2.30 w nocy ruszyłam na dworzec PKP. Pociąg miał być o 3.15, ale jak to zwykle bywa z pociągami - był opóźniony. Troszkę mnie to zirytowało, pomyślałam jednak, że tylko 30 min, a i tak założyłam, że coś może pójść nie po mojej myśli i mam zapas czasu :) po pół godzinie, okazało się, że opóźnienie urosło jednak do 60 min.. i tu zaczęłam się stresować, że jeszcze chwila i mój zapas czasu się skończy! Niestety nie miałam możliwości dłużej narzekać na nieudolność PKP, ponieważ na rękaw (z prędkością światła) narobił mi gołąb xD oj tak, skutecznie udało mu się zwrócić wszystkie złe uczucia na ptactwo i zmotywować do podjęci kroków ku zostaniu w przyszłości piekielnie dobrym myśliwym..
Kiedy nadjechał upragniony pociąg ochoczo, z czystym już rękawem, ruszyłam do swojego przedziału... w którym, jak się okazało, zamieszkiwał pewien nie najlepiej pachnący pan po kilku piwkach !!!

Po tej doskonałej podróży do Warszawy byłam szczerze załamana i spodziewałam się najgorszego, jednak jak się okazało- niepotrzebnie :)

Moje walizki i ja, przeszłyśmy kontrolę i wylądowałyśmy w samolocie linii British Airways. Lot nie obył się bez turbulencji, ale bezpiecznie dotarłam na lotnisko w Londynie! I tu zaczęła się część podróży, o którą najbardziej się obawiałam (jestem chodzącym brakiem orientacji w terenie, a na przesiadkę miałam tylko godzinę!). Pomimo całkiem sporego stresu, po kilku minutach odetchnęłam z ulgą- pracownicy linii American Airlines stali na każdym zakręcie i wskazywali drogę swoim pasażerom ;) wszystko szło jak po maśle, jeszcze tylko kontrola i ... no właśnie, kontrola! Mój plecak zaświecił się na czerwono i musiałam bardzo długo czekać na kontrolę szczegółową! Okazało się, że sprawcą jest psikacz do nosa, który powinien być w torbie z płynami.. Jednak prawdziwym problemem okazał się czas

Podeszłam do jakiejś pani, żeby zapytać gdzie powinnam iść, a ona z przerażeniem krzyknęła RUN! YOU HAVE TO RUN!! (prawie jak Forest Gump!) Ciśnienie podskoczyło mi do 200, w głowie myśli o tym jak wracam do domu, bo zwiał mi samolot i pobijając wszystkie swoje rekordy życiowe, pomknęłam jak antylopa. Jakaś miła pani na końcu drogi okazała litość i pozwoliła przejść do samolotu. I tutaj muszę przyznać, że linie AA zrobiły na mnie ogromne wrażenie :) na samym początku spotkałam stewarda, który był zażenowany tym, że musiałam biec, zaczął mnie wachlować jakąś kartką i walnął doskonałego suchara :D Następnie przeszłam do mojego wypasionego fotela ( w przeciwieństwie do poprzedniego lotu, dało się wygodnie rozprostować nogi) uzbrojonego w tablet z różnymi zabijaczami czasu, dostałam kocyk, poduszkę i słuchawki. Podczas lotu nie przymierałam głodem (jedzonko jak na samolotowe warunki, naprawdę całkiem niezłe i dość sporo). Lot był rewelacyjny i nie wiem nawet kiedy zleciał (pewnie dlatego, że cały przespałam).

Na lotnisku w JFK przeszłam kolejne kontrole bagażu i bezpieczeństwa, miły pan z okienka zaczął śpiewać mi jakieś piosenki o Californi i wypowiedział magiczne słowa "welcome in the USA" Które oznaczały, że nie ma się już czego obawiać, ostatecznie i nieodwołalnie zostałam Au Pair :D


piątek, 7 lipca 2017

WSZYSCY MAJĄ WIZĘ, MAM I JA!

Czas się pochwalić efektami rozmowy z konsulem.. Poszło szybko łatwo i przyjemnie, dostałam wizę!!!

Jeśli chodzi o szczegóły, to dotarcie do Warszawy, a później do ambasady obfitowało w różnego rodzaju niepowodzenia i dziwne przygody, ale sama rozmowa poszła zupełnie gładko :)

Wszyscy radzili mi się nie stresować, jednak czułam się jak w dniu egzaminu na prawo jazdy- niby wszystko ok, ale jakaś niepewność z tyłu głowy nie pozwala się zrelaksować. I właśnie na tą niepewność i poddenerwowanie zrzucam odpowiedzialność, za wszystkie drobne niepowodzenia tamtego dnia. Właściwie najbardziej przeraziłam się, kiedy po przewertowaniu wszystkich dokumentów nie znalazłam jakiegoś potwierdzenia zapłaty- pełna panika! Już zaczęłam sobie wyobrażać jak przez moje zapominalstwo tracę szansę na wyjazd, ale koniec końców udało się zdobyć i wydrukować dokument przed rozmową.

Jak to wszystko wygląda??

1. Kolejka przed ambasadą - nie była jakaś mega długa, stałam w niej max 10 minut, jednak jak się później okazało nie ważne o której przyjdziesz, rozmowę i tak masz o godzinie, którą wybrałeś przez internet.

2. Po wejściu, pracownicy ambasady sprawdzają paszport, skreślają nazwisko z listy i kierują do bramek bezpieczeństwa (kontrola podobna do tej na lotnisku). Wszyscy pracownicy byli bardzo mili, uśmiechnięci oraz pomocni, mówili po polsku i starali się wspierać, a nie stresować :)

3. Przechodzi się do następnego budynku (bynajmniej w Warszawie, bo w Krakowie ponoć wygląda to zupełnie inaczej). Miły pan sprawdza wszystkie dokumenty - ds, paszport i potwierdzenie spotkania, spina je razem i wydaje numerek, taki jak w urzędzie.

4. Czekanie na rozmowę z konsulem - duża sala z ogromną ilością krzeseł (dużo osób przychodzi za szybko, przez co muszą długo czekać). Otwartych było kilka okienek (też przypominających te w urzędzie, albo na poczcie xD), po pokazaniu się swojego numerka podchodzi się do jednego z okienek. Ja oczywiście byłam chyba z 40 min za wcześnie, więc troszkę sobie poczekałam, ale dzięki temu mogłam zobaczyć jak takie rozmowy wyglądają (okienka są na tyle blisko od krzesełek, że wszystko słychać)

5. Rozmowa z konsulem, czyli najbardziej stresująca chwila trwała może 5 min. Musiałam zeskanować swoje odciski i odpowiedzieć na kilka pytań - Dokąd jadę, ile dzieciaków jest w mojej HF, czy rozumiem swoje prawa, co zamierzam robić po powrocie i czym zajmują się moi rodzice. Zaraz po tym usłyszałam "your visa is approved!"

Z początku stresowałam się w jakim języku powinnam rozmawiać z konsulem ( wszyscy w ambasadzie mówili do mnie po polsku). Konsul zaczął rozmowę witając mnie radosnym "dzień dobry", ale gdy tylko się zorientował, że jadę na program au pair, przeszedł na angielski.

No i jeszcze ostatnia sprawa, która bardzo mnie stresowała przed rozmową - jak należy się tam ubrać?? Większość osób w ambasadzie wybrała ciuchy w stylu smart casual, choć były i takie ubrane bardzo elegancko i takie zupełnie plażowe stylówki :) Generalnie, jeśli ktoś wybiera się na taką rozmowę, sugeruję ubrać się schludnie, ale bez przesady, tak jak na codzień, kiedy gdzieś wychodzicie (np. na kawę z koleżanką).

Wiza dotarła do mnie 6 dni po rozmowie (spotkanie miałam w ubiegły piątek)


 Wygląda na to, że do wyjazdu zostały mi 2 tygodnie!


środa, 21 czerwca 2017

PRZEDWYJAZDOWA GORĄCZKA

Do wylotu jeszcze miesiąc, ale czas kurczy się i mam wrażenie, że doba jest za krótka :)

Przede wszystkim wiza, która spędza mi sen z powiek.. Poważnie! Niby nie ma się czym stresować, ale cały czas rozmyślam, co jeśli jednak jej nie dostanę? Byłoby to mega niekorzystne w mojej obecnej sytuacji - wszystkie sprawy związane z pracą i szkołą już pozamykane i musiałabym wszystko zaczynać od zera!
Postanowiłam kilka dni temu poszukać informacji w internecie na temat tego, jak inni radzą sobie podczas takiej rozmowy, ale mnóstwo tam sprzecznym i mało optymistycznych wiadomości. Ostatecznie zadzwoniłam do mojej konsultantki, która dokładnie wyjaśniła mi co i jak, że nie ma się co bać, a odmowa wizy dla au pair to prawdziwa rzadkość :) Odrobinkę mnie to uspokoiło, ale chciałabym już mieć tą rozmowę za sobą. Mam nadzieję, że strach ma wielkie oczy i już niedługo będę mogła się pochwalić wizą!

Kolejna sprawa, nad którą muszę popracować, to wybór prezentów dla mojej host rodzinki.. Bardzo mi zależy, żeby były związane z Polską, praktyczne i niedrogie :) Czy się uda? Pojęcia nie mam!

Dla hostów kupiłam już płytę z różnymi polskimi piosenkami (tylko 19 zł w empiku!) myślę jeszcze o książce kucharskiej z polskimi przepisami (hostka uwielbia gotować) i typowych polskich słodyczach

Jeśli chodzi o dzieciaki, robi się trudniej, bardzo chciałabym kupić im książkę z polskimi bajkami po angielsku, torbę do kolorowania z polskim wzorem i jakieś gry planszowe/puzzle związane z naszym krajem. Przeszukałam cały internet i zaczynam się martwić, bo mało firm oferuje tego typu produkty, a jeśli jakaś już oferuje, to zazwyczaj są bardzo drogie, albo kiepskiej jakości. Poszukam jeszcze, mam nadzieję, że z sukcesem, a jak się nie uda, to będę musiała zmienić koncepcję :(

Jeśli chodzi o pozostałe przygotowania, to idą pełną parą, jestem bardzo podekscytowana, planuje podróże i zaczynam się zastanawiać nad dodaniem paru pozycji do mojej "to do list". Zastanawiam się też nad założeniem jakiegoś kalendarza, żeby planować finanse, czas i jakoś wszystko pogodzić, żeby maksymalnie wykorzystać swój rok :)

Buziaki,
M

środa, 7 czerwca 2017

NIE TAKA WIZA STRASZNA JAK JĄ MALUJĄ!

Postanowiłam się podzielić swoimi odczuciami dotyczącymi zdobywania wizy (której jeszcze nie mam :D). Szukając informacji w internecie i słysząc co-nieco na ten temat od znajomych, byłam przerażona! Wyglądało na to, że czekają mnie długie godziny spędzone na mozolnym wypełnianiu sterty papierów..

Jak się okazało wcale nie było tak źle :)

1. Po przesłaniu wszystkich papierów i wpłaceniu opłaty programowej, dostałam od agencji dokumenty i instrukcje dotyczące składania wniosku o wizę. Wszystko było opisane krok po kroku, pytanie po pytaniu, więc właściwie nie miałam wątpliwości co i jak wypełnić

2. Strona na której wypełniałam wniosek i odpowiadałam na pytania jest po angielsku, ale można zaznaczyć polskie tłumaczenie, więc jeśli ktoś obawia się, że czegoś nie zrozumie- nie ma czego się bać!

3. Pytania faktycznie są troszkę dziwne i zbyt szczegółowe (np. czy jestem terrorystką, czy kiedykolwiek handlowałam ludźmi, czy w ciągu ostatnich 10 lat zajmowałam się prostytucją) Jednak byłam przygotowana na kilka godzin męczarni, a okazało się, że wszystko można załatwić w godzinę!

4. Po przebrnięciu przez część pierwszą, trzeba założyć profil na stronie http://www.ustraveldocs.com/pl_pl/  i umówić się na rozmowę z konsulem. Wszystko (tak jak poprzednio) miałam opisane w instrukcji od agencji, więc poszło gładko :)

5. Opłata - 160$ i tutaj warto poświęcić chwilę na wyjaśnienie

  • jest bezzwrotna, więc jeśli nie masz pewności, czy dobrze ją wysłałeś/aś , absolutnie nie rób tego drugi raz (jeżeli dojdą 2 przelewy, ten drugi nie zostanie zwrócony!)
  • po dokonaniu wpłaty trzeba poczekać 24 godziny, żeby kontynuować 
6. Kiedy opłata się zaksięguje można wybrać datę spotkania, a potwierdzenie przychodzi na maila

No i właściwie tyle :) Stresowałam się bardzo przed całym tym wypełnianiem (nie jestem królową księgowości), jednak okazało się, że to nic skomplikowanego! Na początku usiłowałam znaleźć jakieś info na ten temat na grupie na fb, ale dziewczyny nie opisywały szczegółowo co i jak. Teraz już wiem dlaczego - instrukcja jest na tyle pomocna, że nie ma potrzeby rozwodzić się w tym temacie :)


Jeszcze jedna przydatna wskazówka: PAMIĘTAJCIE, ŻE NA SPOTKANIE Z KONSULEM TRZEBA POCZEKAĆ! (szczególnie w okresie wakacyjnym) U mnie najbliższy termin był za 3 tygodnie, a do wyjazdu tylko 1,5 miesiąca! Troszkę na styk i wiem, że będę się tym stresować.. Więc im szybciej tym lepiej! :)

Odezwę się po rozmowie z konsulem (oby pozytywnej!)

M.

wtorek, 23 maja 2017

PAPIEROLOGIA I KOSZTY WYJAZDU

Kiedy znalazłam swój perfect match, odetchnęłam z ulgą i pomyślałam "koniec wypełniania, odpowiadania na pytania, mailowania z agencją, czas na relaks!" No cóż.. jak się okazało wypełnienie aplikacji i szukanie wymarzonej rodzinki to dopiero wierzchołek góry lodowej. A co przyszłe au pair czeka później?

Przede wszystkim milion maili i telefonów, samo potwierdzenie mojego matchu trwało tydzień. Następna sprawa, to wysłanie dokumentów (umowy z agencją, skanu prawa jazdy, świadectwa, oświadczenia o niekaralności i zaświadczenia od lekarza) no właśnie.. zaświadczenie od lekarz jak się okazało spowodowało kolejne opóźnienia, ponieważ nie każdemu lekarzowi takowe chce się wypisać (dwie strony A4, które wymagają poszperania w karcie zdrowia i odrobinę dobrej woli).. Jednak po moich usilnych namowach, otrzymałam wszystkie dokumenty :) Nie było łatwo, ale grunt, że wszystko zostało załatwione.

Jak się okazuje, przed aplikowaniem o wizę, potrzebujemy jakiś dokumentów od agencji (po przesłaniu podpisanej umowy i zapłaceniu faktury) więc z umówieniem się na rozmowę o wizę muszę jeszcze chwilę zaczekać. Mam nadzieję, że jak uporam się z tą sprawą, zakończą się moje papierkowe cierpienia ;)

Tymczasem chciałabym jeszcze podzielić się z wami fakturami, które dostałam:

Gwarancja zwrotu opłat  250.00 zł

Oplata programowa  1,399.00 zł

Ubezpieczenie sportowe 360.00 zł

Ubezpieczenie rozszerzone  2,100.00 zł

Ubezpieczenie na 13. miesiąc 360.00 zł

Ubezpieczenie sportowe 13. miesiąc  120.00 zł

No cóż, troszkę tego jest.. dochodzą jeszcze inne koszty (przesłanie dokumentów, zaświadczenie o niekaralności, prezenty dla host rodziny, walizki itd) jednak warto pamiętać o kosztach wizy (około 600 zł)

Będę informować na bieżąco jak tylko zacznę walkę z dokumentami wizowymi :P

No i jeszcze na koniec jakaś dobra wiadomość, kupili mi już bilety, lecę do NY z  przesiadką w Londynie, a do Californii z przesiadką w Teksasie! Nie jest źle, nie mogę się już doczekać! :) !
Gwarancja zwrotu oplat
zl 250.00
Oplata pr

sobota, 29 kwietnia 2017

ROZMOWY Z HOST RODZINKĄ

Od ostatniej rozmowy na skype z hostką, wymieniłyśmy mnóstwo maili, miałam też rozmowę z hostem i dzieciakami. Za każdym razem coraz bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to właśnie rodzinka, której szukam!

Zadawali wiele pytań, ale nie czułam się jak na przesłuchaniu, właściwie, czułam się bardzo komfortowo. Dużo opowiadali o sobie, swojej okolicy, poprzednich au pairs (mieli ich 10!!! i dało się to odczuć, ponieważ udzielali bardzo trafnych informacji i pytali o naprawdę istotne szczegóły). Dostałam linki do strony ich miasta, najciekawszych miejsc w okolicy, oraz kontakt do LCC. 

Mam wrażenie, że wszystko co powinno zostać ustalone, zostało ustalone ;) i.. mam mój PERFECT MATCH!!! :) Kiedy zapytali, czy chcę do niech przyjechać byłam zachwycona i odetchnęłam z ulgą ;)

Mam nadzieję, że mój rok będzie tak niesamowity na jaki się zapowiada!

O co warto zapytać przyszłą host family?

O wszystko! Nie ma co się wstydzić, jeśli coś jest dla nas ważne, warto o to zapytać :) 
Dla mnie najistotniejsze były kwestie dotyczące:

1. Dzieci - jakie mają charaktery, co je ciekawi, a co denerwuje, czy często się złoszczą/płaczą, ile czasu przeznaczają na sport/naukę/komputer, co lubią jeść, jakich mają przyjaciół, jak znosiły rozstania i przyjazdy poprzednich au pairs, czy są ze sobą związane, czy często się kłócą, co jest dla nich najlepszą nagrodą, czy biorą jakieś leki, jak funkcjonują w gronie rówieśników, czy mają jakieś lęki/ przyzwyczajenia

2. Wychowanie dzieci - jakie reguły panują w domu, co dzieciom wolno, a czego nie wolno, jak odnoszą się do starszych i rówieśników,  czy sprzątają po sobie, jakie mają obowiązki, w jaki sposób rodzice rozwiązują problemy wychowawcze i czego w tym zakresie oczekują od au pair?

3. Oczekiwania - warto zadać to pytanie, bo można się zdziwić. Niektóre rodziny oczekują, że będziemy tylko kierowcami, inne, że będziemy robić wszystko za dzieciaki, jeszcze inne szukają osoby, która stanie się członkiem ich rodziny, będzie chodziła na mecze i przedstawienia i poza standardowymi obowiązkami, będzie darzyła dzieciaki ciepłem i sympatią. Kiedy dowiemy się czego od nas oczekuje rodzinka, łatwiej będzie ustalić, czy chcemy spędzić z nią rok

4. Warunki - pokój, samochód, telefon, kto i za co dokładnie płaci, na jakich warunkach możemy z nich korzystać? Godzina policyjna- warto pamiętać, bo to dość istotna kwestia. I najważniejsze jedzenie, czy jemy z rodzinką, czy możemy "zamówić" sobie coś, co lubimy, a jeśli jemy to, co rodzinka, warto dowiedzieć się jaką mają dietę :)

5. Inne, czyli codzienne życie rodziny, związane z miejscem w którym mieszkają, z religią i obyczajami jakie u nich panują. Co warto zobaczyć w okolicy? Może jakieś śmieszne historie rodzinne? Bądźcie kreatywne - kto pyta, nie błądzi! ;)

Jakie pytania zadała mi rodzinka?

1.Dużo pytali o mnie i moją rodzinę (nasze relacje, co robimy w wolnym czasie, o czym marzę i jakie mam życiowe cele)

2. Dlaczego chcę przyjechać do USA i co chciałabym tam zobaczyć

3. O doświadczenie z dziećmi i o to jak poradzę sobie w konkretnych sytuacjach (np. rozwiązując konflikt między dzieciakami)

4. O to czy jestem zorganizowana i asertywna

5. Moje oczekiwania odnośnie programu

6. Czy komfortowo czuję się prowadząc samochód

7. Gdzie zamierzam szukać przyjaciół (troszkę mnie to zdziwiło, ale w sumie odpowiedź na nakie pytanie może dużo powiedzieć o człowieku)

To były chyba takie najbardziej istotne ;) dzieciaki pytały czy mam zwierzątko i jaka jest Polska 


Jeśli ktoś jest przed rozmową, proponuję się nie stresować i być szczerym! Dzięki temu łatwiej będzie po przylocie, ponieważ mniej niespodzianek zaskoczy i was i rodzinkę ;)

Buziaki!
M.





czwartek, 6 kwietnia 2017

SKYPE #2 SŁONECZNA KALIFORNIA???

Wiecie za co lubię ten program?

Odciąga mnie od monotonii życia:)
Nie, żebym się nudziła, uwielbiam swoje życie! Mam przyjaciół, z którymi nie da się nudzić i fantastyczną rodzinę :)

Jednak planowanie wyjazdu do stanów jest dla mnie odskocznią od codziennych obowiązków. Siadam przed komputerem, loguję się, nowy match i nagle... oczami wyobraźni znajduję się nad oceanem w Kalifornii, jeżdżę konno w Teksasie lub ustawiam się do zdjęcia ze Statuą Wolności! Fantastyczne uczucie, takie połączenie ciekawości, ekscytacji i dreszczyku emocji ;)

Zawsze w podróżach kochałam nie tylko dotarcie do celu, ale również samą drogę i planowanie, sprawdzanie pogody, tego co będę mogła zobaczyć, kogo poznać.. Jednym słowem, uwielbiam podróże i wszystko co z nimi związane powoduje, że jestem najbardziej uśmiechniętą osobą pod słońcem!!!

Wybieranie host rodzinki jest trochę jak gra w pokera (choć właściwie raczej jak moje wyobrażenie o grze, bo nigdy nie próbowałam xD)

Poprzednia rodzinka wydawała się naprawdę fajna, chcieli się umówić na kolejnego skypa, ale miałam przeczucie, że to mimo wszystko nie to. Nie wiem do końca dlaczego, nie zrobili niczego złego. Podziękowałam im grzecznie i zeszli z mojego profilu.

Potem kilka razy żałowałam tej decyzji, bo wciąż miałam matche z hostami z NY i okolic lub dzieciakami poniżej 2 lat :(

Dwa dni temu sprawdzam profil, a tu co?
Moja wymarzona lokalizacja! California!!! :D

Starałam się zbytnio nie emocjonować i rozważyć wszystkie wady i zalety.. Ku mojemu zdziwieniu nie znalazłam wad, poważnie! Ale czasami brak wad też jest wadą, może nie napisali wszystkiego?

Tak naprawdę, cykam się przyznać, że są fantastyczni, nawet przed sobą, żeby nie czuć rozczarowania, jeśli coś pójdzie nie tak.

Następnego dnia porozmawialiśmy na skypie, konkretnie ja i host mama, która zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Wydawała się ciepłą i szczerą osobą, nie ukrywała niczego (mam nadzieję!) i była naprawdę zabawna! Czułam się mega swobodnie podczas rozmowy. Nie zadawała pytań z listy, było bardziej jak z dawno niewidzianą koleżanką, która opowiada co u niej i interesuje się co u mnie;)

Po rozmowie moje pozytywne wrażenie przerodziło się w wielką chęć poznania ich osobiście, mam nadzieję, że oni też są zadowoleni! Jeśli zaproponują mi przyjazd, zgodzę się bez wachania! ;))

Mam nadzieję, że wszystko wyjaśni się podczas następnego skypa, już w ten weekend.
Jestem taka podekscytowana!

Trzymajcie kciuki,
M.

wtorek, 21 marca 2017

PIERWSZY SKYPE

Tak, tak! Właśnie jestem po pierwszym skypie! 

Rodzinek miałam na profilu całe mnóstwo.. Ale zawsze coś mi nie odpowiadało, więc dochodziłam do wniosku - po co marnować ich i swój czas na rozmowę, po której i tak tam nie pojadę?

No i pewnego dnia, kiedy zupełnie się tego nie spodziewałam (zazwyczaj cały wieczór obsesyjnie sprawdzam maila xD) pojawiła się na moim profilu rodzinka warta uwagi!

Przedmieścia Washington DC, VA
2 dziewczynki (5 i 8 lat) przeurocze!!!

Napisali bardzo miłego maila i zapytali, czy chcę z nimi pogadać. Umówiliśmy się następnego dnia. Właściwie nie stresowałam się, przeczytałam dokładnie ich profil i nie mogłam już się doczekać swojej pierwszej rozmowy!

Zegarek tyka, do skype tylko 2 minuty i w głowie zaczynają się kłębić myśli.. a co, jeśli ich nie zrozumiem, może mój angielski nie jest wystarczająco dobry? I jakiś taki dziwny stres, a przecież zawszę szczycę się tym, że świetnie potrafię nad nim panować..

Nareszcie zadzwonili! Host tata jeszcze w pracy, więc porozmawiałam z host mamą i dziewczynkami. Wszystkie pytania świetnie zrozumiałam, potencjalna hostka mówiła naprawdę wyraźnie, jej córeczki co chwilę pokazywały mi swoje ulubione zabawki i piękne rysunki (swoją drogą chyba marzą o kocie, bo wszystkie przytulanki i rysunki były kotami ;) )

Ale ale.. co się dzieje?! Kiedy miałam rzeczowo i błyskotliwie odpowiedzieć na pytania, zadać własne i pochwalić się swoim opanowaniem oraz umiejętnościami językowymi okazało się, że zaczynam się plątać, mylić słowa, zapominać i generalnie mówić bez ładu i składu..  No cóż  mogłam rozmawiać z wcześniejszymi rodzinkami, albo chociaż przygotować sobie pytania.. Mam nadzieję, że się jeszcze odezwą, ale jeśli nie, to sama sobie jestem winna!

O co pytała?
Dużo o obecną pracę, jakimi dziećmi się zajmuję, co z nimi robię, co jedzą, co by o mnie powiedziały, jak radzę sobie z ich złym zachowaniem..

O mnie i program, jak widzę siebie w stanach, czego oczekuję, co chcę zwiedzić i co robić po programie no i oczywiście, czy zostanę na 2 rok. 

Generalnie mam naprawdę miłe odczucia po tej rozmowie, jestem przekonana, że rodzinka jest wspaniała, jedyny minus to mój brak przygotowania.. ale następnym razem będę gotowa! 

Buziaki,
M.



środa, 15 marca 2017

DREAM FAMILY

Match za matchem.. rodzinek miałam na profilu już kilkadziesiąt, ale niestety żadna z nich mi nie odpowiadała. Większość jest z okolic Nowego Jorku, dużo rodzin żydowskich, mnóstwo z polskim pochodzeniem. Wśród nich znalazłam kilka naprawdę fajnych, ale mimo to, bardzo odbiegały od mojej wymarzonej host family.

Coraz częściej słyszę od rodziny i znajomych niesamowicie irytujące pytanie "Masz już rodzinkę?" Otóż nie! Pewnie to trochę moja wina, bo powinnam była zachować całą sprawę w tajemnicy, do momentu perfect matchu.. No cóż taki mam charakter, że za dużo gadam, szczególnie wtedy, gdy jestem czymś podekscytowana! Efektem mojej gadatliwości są wszechobecne rady od tych, którzy wiedzą najlepiej (co z tego, że nie jadą do USA jako au pair, przecież mają doświadczenie życiowe i na moim miejscu(..)) Najczęściej słyszana rada, udzielana sukcesywnie, przez moich niezwyciężonych doradców: "Twoje wymagania są za wysokie, dlaczego odrzucasz tą rodzinę?"

Zawsze myślałam, że mam swoje zdanie i potrafię dzielnie go bronić, ale jak się słyszy tyle razy, że warto obniżyć wymagania to człowiek zastanawia się, czy faktycznie nie powinien tego zrobić. Oceńcie sami, czy moja lista jest zbyt wymagająca:

1. Dzieci - to z nimi będę spędzać najwięcej czasu, więc zależy mi, żeby były w wieku 4-15 (z takimi najlepiej mi się pracuje)

2. Lokalizacja - wszędzie, tylko nie NY! Marzy mi się jakiś ciepły stan, ale właściwie każdy z daleka od Nowego Jorku biorę pod uwagę

3. Pochodzenie - wybieram się na ten program, żeby poznać kulturę amerykańską, dlatego bardzo bym chciała wylądować w rodzinie amerykańskiej, albo takiej, która żyje zgodnie z ich tradycjami (nie mam uprzedzeń do innych kultur, ale jakbym chciała poznać np. kulturę chińską, to wyjechałabym do Chin, a nie do Stanów!) + zdecydowanie nie chcę hostów z polskim pochodzeniem, ponieważ ograniczy to moją naukę języka angielskiego.

Zaczęłam już szczerze wątpić, że kiedykolwiek znajdę rodzinę, która odpowiada tym trzem wymaganiom i postanowiłam, że może czas najwyższy zakończyć bujanie w obłokach i podejść do sprawy racjonalnie...

Aż nagle.. na moim profilu pojawiła się rodzinka idealna!

3 dziewczynki (6, 8 i 10 lat)
lokalizacja CA, hości amerykanie
samochód do własnej dyspozycji, wolne weekendy, house keeper (więc au pair nie odpowiada za porządek w pokojach dzieci  i pranie)

Ich podejście do dzieci bardzo mi się podoba (dużo czasu spędzają rodzinnie, ale uczą dziewczynki szacunku do innych i ich nie rozpieszczają)

Wszystko jak z obrazka, a ponieważ nie ma rzeczy idealnych, rodzinka następnego dnia zeszła z mojego profilu :(
Na początku było mi naprawdę przykro, ponieważ oczami wyobraźni już leżałam na kalifornijskiej plaży, ale później pomyślałam sobie, że to dobry znak!

Skoro taka rodzinka z moich marzeń istnieje gdzieś w CA, to może w jakimś innym stanie znajdę podobną? Dodało mi to motywacji i cierpliwości, będę szukała tak długo, aż uda mi się znaleźć ludzi, z którymi będę chciała spędzić niesamowity rok ;)
Jeśli ktoś ma podobne rozsterki, nie bójcie się i szukajcie, bo wygląda na to, że pośród tych wszystkich rodzinek, każdy może znaleźć idealną dla siebie (oby następna idealna rodzinka skontaktowała się ze mną zamiast schodzić z profilu!)

Do zobaczenia..
i owocnych poszukiwań!

M.

wtorek, 21 lutego 2017

PIERWSZE KOTY ZA PŁOTY

W ciągu 3 dni, mam za sobą 3 pierwsze matche!
A mówią, że do trzech razy sztuka ;) W moim przypadku to będzie chyba jeszcze milion prób!

Właściwe, nie martwię się o to zbyt mocno, ponieważ rodzin jest naprawdę sporo i nie trzeba długo czekać, aż wejdą na profil. Tym bardziej, że wszystkie jakie do tej pory miałam, były zupełnie w porządku (mam nadzieję, że nie tylko w aplikacji, ale również w życiu)! Co więc sprawiło, że jeszcze nie planuję wyjazdu do jednej z nich? Niestety żadna nie była tą perfect..

MATCH #1

Okolice Waszyngtonu, trójka chłopaków 7, 12 i 14
Bardzo bogata rodzinka, w liście miałam wrażenie, że są odrobinę pedantyczni. Oferowali bardzo dobre warunki mieszkaniowe, samochód i przynajmniej połowę weekendów wolnych, ale jakoś nie czułam, żeby to było "to". Najwidoczniej, oni też nie poczuli do mnie mięty, ponieważ po 2 dniach zeszli z mojego profilu bez słowa.

kilka godzin później na moim profilu pojawił się...

MATCH #2

Okolice Chicago, dwóch chłopców i dziewczynka 7, 4, 2
Ta rodzinka wydała mi się naprawdę niesamowita! Wymieniłam kilka maili z host mamą, przeczytałam dokładnie ich aplikację i pomimo, że lokalizacja nie jest moją wymarzoną, wyobrażałam sobie już, jak będę się tam czuła i w myślach pakowałam walizki ;) Niestety, okazało się, że najmłodsza dziewczynka ma 2 latka, a nie tak jak myślałam, 4 (byłam przekonana, że młodsza dwójka to czteroletnie bliźniaki!) Myślę, że mój brak doświadczenia w pracy z dzieciakami w tak młodym wieku mógłby skutecznie zamienić american dream w nightmare, dlatego też postanowiłam szukać dalej. Mam jednak nadzieję, że rodzinka, do której pojadę będzie równie otwarta i sympatyczna jak ta!

MATCH #3

Okolica taka sama jak #2, dzieciaki - chłopiec 10 i dziewczynka 6
Rodzinka wydawała się w porządku, grafik mieli rozpisany na 27 godzin, więc naprawdę niewiele. Niestety wolne były tylko niedziele, a ja potrzebuję wolnych weekendów, żeby móc zwiedzać najpiękniejsze zakątki stanów! Napisałam do nich, że bardzo dziękuję za zainteresowanie, ale wydaje mi się, że nie pasuję do ich rodziny, po kilku minutach zeszli z mojego profilu.


Chciałam już kończyć, ale właśnie mam kolejny match! (widzicie, dziś już trzecia rodzinka na profilu!)

MATCH #4

Lokalizacja między Nowym Yorkiem, a Rhode Island, dzieciaki 2 i 4 (chłopiec, dziewczynka)
Zupełnie nie w moim stylu, cały grafik był opatrzony komentarzami "asystowanie mamie/tacie przy..." Bardzo lubię spędzać czas z dzieciakami, ale rodzice przez cały czas w domu nie wróżą nic dobrego + wiek zdecydowanie za niski..

Mam nadzieję, że będę miała więcej szczęścia przy kolejnych matchach ;)

Wciąż zmotywowana,
M







niedziela, 19 lutego 2017

GOTOWA, DO STARTU, START!

Powoli zaczynałam już tracić nadzieję, że kiedykolwiek wyjadę do stanów.. Wciągnęło mnie monotonne życie i zapomniałam, że aby osiągnąć swój cel, trzeba do niego dążyć!

Kiedy usłyszałam "Gratuluję, zdała pani egzamin praktyczny" (prawko), uświadomiłam sobie, że czas działać! Szybko wystukałam maila do mojej konsultantki z agencji i zapytałam czy możemy kontynuować to, co rozpoczęłam wiele miesięcy wcześniej. W ciągu 48 godzin sprawdziłam i uzupełniłam aplikację- trochę się przez ten czas pozmieniało, agencja sprawdziła moje referencje i zostałam Au Pair ;) Mój profil w pełnej gotowości czeka na tą jedyną, pasującą do mnie rodzinkę, z którą spędzę niesamowity rok pełen wspaniałych przygód!

Ku mojemu wielkiemu szokowi parę godzin po powstaniu profilu, pojawiła się na nim pierwsza host family! Nie zdążyłam nawet stworzyć filmiku, więc byłam naprawdę zaskoczona. Co prawdą rodzinka nie okazała się "perfect", ale dodało mi to skrzydeł i utwierdziło w przekonaniu, że tym razem wszystko pójdzie zgodnie z planem!

A jaki jest plan?

Właściwie to planem jest brak planu :D
Jedyne, co postanowiłam, to to, że chcę wyjechać w sierpniu 2017 roku i przy swoim wyborze nie zamierzam kierować się niczym poza sercem! Jeśli rodzinka sprawi, że poczuję, że to właśnie ta, lokalizacja nie będzie miała dla mnie znaczenia.

Oczywiście, że chciałabym mieć starsze dzieciaki, samochód do własnej dyspozycji i wszystkie weekendy off, ale myślę, że nie ma ideałów. Szukam takich ludzi, z którymi będę się dobrze dogadywać. Jeśli poczuję się jak członek ich rodziny, praca z dzieciakami będzie przyjemnością, jak spędzanie czasu z młodszą siostrą, a oni z pewnością będą starali się wspierać mnie w zaspakajaniu mojej podróżniczej ciekawości USA ;)

Trzymajcie kciuki za kolejne matche!!!

Z wielkim uśmiechem na buzi,
Do zobaczenia!