Wracam wypoczęta i pełna energii, odporna na wszelkiego rodzaju marudzenia, krzyki i inne dziecięce przywary ;) Nawet moje host dzieci nie dały rady wyprowadzić mnie z równowagi (a uwierzcie, że są w tym prawdziwymi mistrzami) :D
Co się stało? Otóż spędziłam wspaniały weekend w najpiękniejszym miejscu na świecie.. bynajmniej jak na razie ;p
Park Narodowy Yosemite, jest po prostu wspaniały! Piękny, różnorodny, spokojny i pełen życia jednocześnie! Czuję się jak po miesiącu wakacji, a spędziłam tam zaledwie 2 dni :) Poznałam wspaniałych ludzi i przeżyłam prawdziwą przygodę. Udało mi się nawet upiec pianki zgodnie z rodzinną recepturą mojego przewodnika (wspaniałego i bardzo otwartego człowieka, który pokazał mi najpiękniejsze zakątki Yosemite)
Nie obyło się bez małych utrudnień - pomimo jesiennej pogody, wszystkie miejsca kempingowe były zarezerwowane. Udało mi się dostać na listę rezerwową, co oznaczało, że dokładnie o 15 powinnam wrócić na kemping i sprawdzić, czy coś się dla mnie znajdzie. Niestety pomimo wszelkich starań spóźniłam się 20 min, a co za tym idzie straciłam prawo do miejsca ;( Cała historia skończyła się jednak rewelacyjnie, przygarnęła nas (mnie i Olę) dwójka wspaniałych ludzi - nauczycielka mandaryńskiego z Tajwanu, która postanowiła rzucić wszystko i zwiedzić świat i chłopak mieszkający w wanie na szczycie góry, który również ma za sobą mnóstwo podróżniczych przygód. Tym sposobem zyskałam miejsce do spania, kompanów na wieczorną imprezkę i najlepszego przewodnika pod słońcem!
Całość kosztowałam mnie $50 plus $80 za kartę do wszystkich parków narodowych ważną przez rok
Jestem teraz szczęśliwą posiadaczką materaca dmuchanego, czapki, szalika i rękawiczek, oraz wspaniałych zimowych butów (co jest naprawdę dziwne w słonecznej Californii!)
A co do planów, podróże zawsze powodują, że chcę więcej, dalej i bardziej intensywnie! Postanowiłam, że jadę do Australii! Jeszcze nie wiem kiedy, ale z pewnością to zrobię ;)